Przepustka uprawniająca do powrotu do domu (październik 1939 r.)
Historia wojenna pana Werwickiego zaczyna się 1 września
1939 r. w koszarach szkoły lotniczej w Krośnie nad Wisłokiem. O godzinie 6 rano, tuż po pobudce pierwszy nalot. Ósmego wrześniadowództwo rozkazuje ewakuacje jednostki na wschód, przez Lwów, Tarnopol do Łucka na Wołyniu. W Łucku przeżywają drugie bombardowanie. Ruszają dalej na wschód. Zostają rozbrojeni przez
własne dowództwo. Siedemnastego września Rosja Radziecka napada na Polskę. Oddział zawraca z powrotem na zachód.
Pan Józef opowiada z przejęciem, jakby to było wczoraj:
Był wtedy – proszę pani – taki moment jeszcze z tamtej strony Bugu, ze 25 samolotów nadleciało, tych kukuruźników… Kolumna nasza szła nie sama, różne jednostki…, bo tam była cała masa różnego skoncentrowanego wojska. Różne formacje były… Mieli łatwy cel bombardowania… Dopadli nas tam, proszę pani, w lesie, bo myśmy lasami przeważnie wędrowali, z pominięciem osad i miasteczek. To proszę pani 25 sztuk nadleciało i… kółeczko takie robili, strzelali jak do kaczek. Jak z przodu był, to strzelał z karabinu maszynowego, jak przelatywał nad nami, to rzucał granaty, jak odlatywał, to strzelec z tyłu samolotu znów do nas strzelał. To ja się owinąłem wokół świerku i tak trwałem. Tylko słyszałem trzepot uderzenia pocisków. Ale jakoś szczęśliwie tego, no… przeżyłem. Wtedy zgubiłem wszystkie zdjęcia, wszystkie dokumenty, jakie miałem. Ale ktoś to znalazł, oddał mi… poznał po zdjęciach… Chyba to twoje? I mam te zdjęcia…
Bug przeszliśmy wpław. Między Chełmem a Włodawą dostaliśmy się w ręce Rosjan. Dopadli nas. To się stało już z tej strony Bugu, tzn., przekroczyli swoją granicę (chodzi o granicę wyznaczoną na mocy paktu Ribbentrop-Mołotow) Bolszewicy. Uważałem, że moje miejsce jest tutaj, (w Łowiczu), nie tam w niewoli.
Po jakim czasie udało się panu uciec?Złapali nas, wzięli do niewoli między Włodawą i Chełmem. I tam zostaliśmy ujęci, pozbawieni oczywiście uzbrojenia. Uszeregowani, i czwórkami do Chełma nas doprowadzili. W Chełmie byliśmy cały dzień, oczywiście bez żywności, bez nawet picia.
Gdzie was trzymali?W byłych dawnych koszarach polskich, chyba kawalerii.
Pod wieczór uformowali nas w kolumnę i na wschód…
Przechodziliśmy wzdłuż torów kolejowych i sądziliśmy, że będą nas ładować do wagonów i przewiozą nas tam wschód koleją. Ale nie. Minęliśmy stację, mijamy wszystkie tory. I wzdłuż torów prowadzą nas w tamtą stronę, na wschód. Tutaj, w okolicach Dorohuska - Dorohusk to chyba ostatnia stacja przed Bugiem - udało nam się umknąć. To nie
było tak, że tylko my. Byli i inni. Kolumna się rozciągnęła, strażników było rzadko tak, urywaliśmy się po trochu: raz jedni, raz drudzy… Proszę pani, już wcześniej umówiliśmy się we trzech, że będziemy się trzymać razem. Jeden z kolegów z Warszawy był, Oskar Wyszyński, jego ojciec był radcą w Ambasadzie Polski w Finlandii. Kolega Jankowski, był z tamtych stron, z Wołynia. Znał trochę język ukraiński.
Niesamowicie było strach znaleźć się w pojedynkę, czy we dwóch w okolicach, gdzie są Ukraińcy. Rozstrzeliwali, proszę pani, momentalnie. Udało nam się dostać do osadnika polskiego. Tam byliśmy miesiąc. My dwaj chcieliśmy wracać w swoje strony. Ten trzeci kolega, zza Buga mówi: "nie ma sensu, abym dalej szedł z wami, ja muszę iść do domu". Pożegnaliśmy się i poszedł no, na ruską stronę, za Bug…
My wybraliśmy się do komendantury w Chełmie, aha, bo w tym czasie Ruscy się wycofali za Bug, więc później byliśmy już u Niemców. Niemcy też wyłapywali, kto był w mundurze i kierowali do stalagu. Dlatego byłem ubrany na pół po cywilnemu. Nie wiem skąd tam dostaliśmy to ubranie. Tylko płaszcz miałem wojskowy, ten mój stalowy i kapelusz, jak góral. Proszę pani, jak przebieraniec. (Pan Józef się śmieje.) No, mniejsza z tym. Poszliśmy tak do komendantury, prosząc o wydanie przepustki na przejazd do Warszawy. Otrzymałem ją na podstawie okazanej metryki urodzenia. Bo metrykę starałem się proszę pani trzymać w ręku… Raz zgubiłem ze zdjęciami, wtedy, kiedy nas Ruscy bombardowali, ale na szczęście odzyskałem… No i mam tu to wszystko.