lorem ipsum dolor sit amet
lorem ipsum dolor sit amet
lorem ipsum dolor sit amet
Pracownice introligatorni w magazynie papieru.
(Włodarczyk, Kalwińska – u góry Sierszakowa)
Po wojnie łódzkie drukarnie nie nadążały z drukiem, więc dużo robiliśmy dla Łodzi. Także dla Kutna i Żychlina. Nie mogliśmy narzekać na brak pracy. Wykonywaliśmy dużo bloczków, różnych kwitariuszy i druków potrzebnych urzędom. Książki sporadycznie też drukowaliśmy. "Wyżynka" – beletrystyczna powieść jakiegoś lokalnego autora ze wsi, "Łowicz w czasach Potopu" Jana Wegnera. Poza tym przeważnie akcydensy. Jeszcze drukowaliśmy "Wiadomości chemiczne".
Ale przecież po wojnie już nie było w Łowiczu fabryki chemicznej?
A nie, nie, nie! To nie dla Łowicza. To Uniwersytet Łódzki
drukował dla siebie. Koło Chemików wydawało. Ukazało się to później w formie książki. Także Towarzystwo Przyjaciół Łowicza wydawało broszury o treści historycznej. Mam je wszystkie. Są tam ciekawe rzeczy związane z Łowiczem.
Przez jakiś czas byłem magazynierem w drukarni. Skończyłem wtedy kurs, nie chwaląc się, nawet z wyróżnieniem. Uważam, że jak się człowiek za coś weźmie, to powinien to robić solidnie. Tak. Jak później był egzamin, przychodzili do mnie kumple i prosili: "Wy kolego macie
tu wszystkie notatki, dajcie, no…" "Mam, mam, proszę bardzo, weźcie sobie…"
Pracował w drukarni jakiś czas po wojnie Stefan Idzikowski,
były pracownik drukarni K. Rybackiego. W 1939 roku dostał się do niewoli radzieckiej. Kiedy formowano Armię Andersa zgłosił się do wojska i tak wydostał z Rosji. Przeszedł kampanię włoską i poprzez Anglię wrócił do Polski. Pracował u nas przez pewien czas, do śmierci. Szedł do pracy. Już na moście – a mieszkał na Korabce - zrobiło mu się niedobrze. Odpoczął i jakoś dotarł do drukarni. Usiadł koło mnie na
krześle i ciężko dyszał. Zawołaliśmy pogotowie. Pojechał do szpitala, gdzie zmarł.
Dużo przeżył. Pięknie opowiadał. Było co słuchać. Historie
poważne i zabawne anegdoty… Ja też zawsze lubiłem wiedzieć, co i dlaczego się wokół mnie dzieje. Człowiek musi się interesować wszystkim… Ja, jak szedłem do szkoły, to umiałem pisać i czytać. Nauczycielka się denerwowała, że się nudzę, bo wszystko umiem. Ona uczy dzieci aaa i bbe, a ja biegle czytam i piszę. Ale co ja mówię, przecież to nie na temat.
Nie, proszę pana, wszystko jest na temat. Daje pan przecież
świadectwo czasom, które ukształtowały pana jako człowieka: uczciwego, odpowiedzialnego, kompetentnego i solidnego, ciekawego świata i ludzi, inteligenta-samouka.
Jak człowiek ma zainteresowania, to one zaowocują dla niego w przyszłości. Dlatego dzieci trzeba uczyć jak najwięcej, tak wcześnie, jak się tylko da. Zainteresować je trzeba tym czy owym, byleby nie marnowały czasu na próżno.
Było mi ciężko, jako magazynierowi. Proszę sobie wyobrazić,
to były czasy głębokiej komuny. Wzorowano się wtedy na radzieckim przodowniku pracy – Stachanowie. Wszystkie czynności jakie były wykonywane, nie tylko u nas, były objęte weryfikacją czasu. Po prostu postawiono wymóg skrócenia czasu wykonywania każdej czynności pracownika. Miało to na celu zmniejszenie kosztów produkcji.
Pracownicy, którzy byli z Łowicza, po wyzwoleniu pracowali
dalej. Ci, którzy byli spoza Łowicza, następnego dnia już znikli. Wrócili do rodzinnych miast. Stefański, Michniewski… Sami odeszli. Tylko Stanisław Jankowski został dłużej.
Z dnia na dzień odeszło tylu fachowców. Jak sobie poradziliście?
Razem było nas za okupacji około 20 osób, więc jak odeszli
to i tak było, komu pracować. W introligatorni pracowały dwie paniez Warszawy.
Też odeszły. Jedna była kuzynką łowiczanki Jankowskiej, która kiedyś pracowała u Rybackiego. Jankowska mieszkała na Końskim Targu, w tej dużej kamienicy. Kamienicy Kamińskiego. Z Warszawy pochodziła jej siostra Regina Chrapińska, kobieta dużej postury. Jankowska uczyła je introligatorstwa… Żadna nauka, proszę pani. Co im kazała, to robiły. Trudniejsza jest oprawa. Trzeba wiedzieć, znać
pewne zasady… Np., gdy robi się wyklejkę, trzeba papier zgiąć, sfalcować zgodnie z kierunkiem włókien papieru. Wie pani jak się robi, jak się sprawdza, w którą stronę są włókna w papierze? Papier się drze w dwóch miejscach na sąsiednich brzegach kartki prostopadle do brzegu. Równe miejsce naddarcia oznacza zgodność z kierunkiem włókien papieru, poszarpane – niezgodność. W maszynie papierniczej taśmy
kierunkują przesuwającą się pulpę, stąd skierowany układ włókien w papierze. Gdy np. introligator użyje papieru do wyklejki odwrotnie do układu włókien, to pod wpływem kleju papier się pofałduje.
Druga introligatorka to Anna Dedońska (z domu Płachecka). Ona też była kiedyś pracownicą Rybackiego. Była też Pakoszowa ( z domu Nowacka). Jej mąż, starszy pan, wdowiec, był emerytowanym urzędnikiem kolejowym w Warszawie. Ona po odejściu z drukarni pracowała w PSS-ie w kadrach. Oboje są pochowani na cmentarzu kolegiackim.
Różni pracownicy pomocniczy to: Kubiakowa, Górski, kobieta
z Bielawskiej, i inni, nie pamiętam już ich nazwisk…
W maszynowni pozostał Nowiński. Po wojnie był nabór uczniów: Wojda (już nie żyje), drugi, Stanisław Cieślak, był później inkasentem w elektrowni, też robił na tym pedale… Razem sześciu czy siedmiu pracowało w maszynowni.
Do zecerni przyszedł potem Stanisław Jankowski. Był, jak już mówiłem Stefański. Był Sybilski, poznaniak. On był przyjęty na linotyp. Grzebał przy tym linotypie, za przepierzeniem. Przepierzenie musiało być ze względu na opary ołowiu od linotypu. Jeszcze był Adamczyk, Laniecki z Pelplina lub z Tczewa.