Main Image

HISTORIA

DRUKARNI

ŁOWICZANKA

we wspomnieniach

Józefa Werwickiego

spisała i opracowała

Agnieszka Krajewska

strona
Tadeusz Dobrogowski

Tadeusz Dobrogowski, zecer w drukarni Bączkowskiego, zginął z rąk hitlerowców w Palmirach na przełomie lat 1940/41 za nielegalny druk dla ruchu oporu. Wuj Tadeusza Kędziory, cenionego drukarza "Łowiczanki".

Józef Piorun

Józef Piorun, maszynista w drukarni Karola Rybackiego, a później u Bączkowskiego.
Stracony w Palmirach razem z Tadeuszem Dobrogowskim. Szwagier Zygmunta Nowińskiego, długoletniego pracownika
drukarni na Podrzecznej. Starsza siostra Nowińskiego była żoną Pioruna, dzięki czemu Nowiński rozpoczął pracę w drukarni jako nieletni.

Odkąd zostałam właścicielką Zakładu Graficznego Łowiczanka, interesowało mnie, jak długo zakład istnieje oraz kto i kiedy go utworzył. Nie trafiłam na żadne informacje o tym w publikacjach poświęconych historii naszego miasta. Pytałam pracowników, ale najstarsi
rozpoczynali pracę w tym zakładzie w latach 80-tych,

a wtedy zakład miał już swoją długą historię.

W końcu wskazali osobę pana Józefa Werwickiego. Pan Józef był mile zaskoczony telefonem i zaproszeniem do spotkania. Już podczas tej wstępnej rozmowy telefonicznej zaspokoił moją ciekawość: drukarnia powstała 1 czerwca 1941 roku, oraz rozwiał domniemania:
żadna z maszyn nie pochodziła ze spalonej drukarni Karola Rybackiego, ponieważ ogień zniszczył tam wszystko.

Umówiliśmy się "na kiedyś", ale pan Józef przyszedł zaraz
następnego dnia. Cieszył się, że interesuje mnie historia drukarni, a tym samym historia jego życia, bo był z nią związany przez cały okres pracy zawodowej od roku 1941
aż do emerytury, na którą odszedł w 1985 roku.
89-letni emeryt zaskoczył mnie erudycją.

Bystry umysł i dokładność – charakterystyczna dla przedwojennego inteligenta; niekiedy wręcz drobiazgowość
pozwoliły sięgnąć do historii łowickiego drukarstwa
a także dziejów miastai jego mieszkańców.

Jak to się stało, że został drukarzem? Brat pracował
w drukarni najpierw u Rybackiego, potem u Bączkowskiego, więc praca ta nie była obca i młodszemu z braci, chociaż nie z nią planował związać swoje życie.

Zawsze marzył o zawodowej służbie wojskowej
w lotnictwie, jednak badanie lekarskie z 1935 roku przekreśliło plany zostania pilotem.

Był rok 1936 i Józek miał 18 lat. W ramach ochotniczej służby wojskowej udało mu się dostać do Batalionu Szkoły Lotniczej w Świeciu nad Wisłą. Przeszedł także kurs radiotelegrafii w Poznaniu. Przydział mobilizacyjny dostał do Szkoły Podoficerów Lotnictwa w Bydgoszczy. W 1938 roku szkołę tę przeniesiono do Krosna nad Wisłokiem, dlatego tam zacznie się historia wojenna pana Józefa.

Na razie wróćmy do łowickiego drukarstwa. Bączkowski,
właściciel wiodącej drukarni miał wtedy mniej niż 40 lat,
ale wspomnienia pana Józefa sięgają czasów, gdy był on jeszcze studentem. Przy tej okazji wymienia także nazwisko siostry swojego kolegi ze szkoły podstawowej Zosi Zabost, późniejszej wieloletniej nauczycielki matematyki, profesor łowickiego liceum. Pan Józef wspomina te postacie z nostalgicznym podziwem: niewielu było studentów w Łowiczu, więc wszyscy ich znali i zwracali na nich uwagę… Wszak reprezentowali lepszy, nie dla wszystkich dostępny świat łowickich "wyższych sfer".

O Bączkowskim - właścicielu drukarni mówi, że to nieprzyjemny człowiek, o poglądach skrajnie narodowych, wydawca miesięcznika "Polska Narodowa". Służył drukiem Fiedlerowi, późniejszemu volksdeuschowi, wydawcy przetłumaczonego na język polski "Mein Kampf" Hitlera. Drukarnia Bączkowskiego funkcjonowała także w czasie okupacji. Drukowała między innymi dwujęzyczny dziennik urzędowy powiatu łowickiego "Amtsblatt". Na przełomie roku 1940/41 nastąpiły aresztowania personelu drukarni za druk ulotek dla ruchu oporu, a potem jej zamknięcie i likwidacja. Dwóch drukarzy zostało straconych w obozie w Palmirach. Byli to Tadeusz Dobrogowski i Józef Piorun, a także właściciel Tadeusz Bączkowski.

Po likwidacji drukarni Bączkowskiego Niemcy uruchomili
własną drukarnię. Wybrali budynek przy ulicy Podrzecznej.

Wiem, że przed wojną mieściła się tam Bursa Gimnazjum
im. Księcia Józefa Poniatowskiego, tzw. bursa Bartoszków. A co byłotam wcześniej, Panie Józefie?

Chyba był to budynek z początku XIX wieku. Raczej dla personelu Kościoła. A kiedy przeniesiono tam bursę, nie wiem. W czasie okupacji na piętrze budynku mieściła się organizacja kobiet niemieckich– "to był ich heim". Działały na rzecz armii – szyły, naprawiały mundury itp. Drukarnia zajmowała parter.

Trzeba pamiętać, że przedwojenny Łowicz i okolice zasiedlali nie tylko Polacy i Żydzi, ale także liczna grupa osadników pochodzenia niemieckiego. Byli obywatelami Polski, niektórzy tak mocno spolszczeni, że nie wyrzekli się naszego obywatelstwa pomimo zagrożeń, jakie niosła okupacja. Ale to tylko nieliczne wyjątki. Większość podpisała volkslistę, stając się przez to lepszą kategorią społeczną w państwie podbitym przez Hitlera.

Duże skupisko Niemców znajdowało się na południu od Łowicza, chociażby wieś Zawady. Tam za okupacji w wielu oknach wisiały swastyki.

strona